Ghelderode
Jeżeli ktoś posiada wolny wieczór - radzę wybrać się na "Wędrówkę mistrza Kościeja" Ghelderode'a w Teatrze Dramatycznym. Jest to pierwsza inscenizacja sztuki tego autora w Warszawie, jedna z niewielu w ogóle w naszym kraju, gdzie autor ten nie jest szerzej znany. Tym bardziej polecam to przedstawienie - daje ono okazję nie tylko do świetnej zabawy, ale także pozwala zetknąć się z teatrem dużego formatu, w czym równy udział ma autor sztuki jak i autor inscenizacji - L. René. Ghelderode uchodzi za najwybitniejszego współczesnego dramatopisarza belgijskiego, a sztuki jego, których zostawił bardzo wiele, jeśli nie zdobyły sobie szerokiego rozgłosu, to w każdym razie stawały się częstokroć przedmiotem poruszenia (czy nawet skandalu) ze względu na gwałtowność, okrucieństwo i drastyczność jakimi jest przepojony tworzony w ich obrębie świat. W intencji pisarza świat ten jest świadomym nawiązaniem do epoki flamandzkiego renesansu. Ghelderode był zafascynowany tym okresem historii swego kraju, zafascynowany zwłaszcza jego malarstwem (szczególnie upodobał sobie Breughla - stąd też i nazwa fikcyjnej krainy w której pisarz umieszczał akcję swoich sztuk - Breughellandia). Jak większość sztuk tego autora, "Wędrówka mistrza Kościeja" utrzymana jest w tonacji farsowo-groteskowej przypowieści o dosyć prostym wątku fabularnym: jest to przypowieść o człowieku, który uroił sobie, iż jest istotą pozaziemską wieszczącą koniec świata i zagładę ludzi - oraz "o tym, co z tego wynikło", gdy wieść o owym posłaniu rozeszła sie pośród społeczeństwa Breughellandii. Ten dosyć nieskomplikowany schemat fabularny służy autorowi jako okazja do odmalowania szeregu typów ludzkich i sytuacji, dla stworzenia fantastycznego pejzażu rzeczywistości zanurzonej w cielesność, która występuje tu jako fenomen grzeszny, mroczny i groteskowy ale zarazem jako ośrodkowy punkt zachowań, podstawowy dynamizm ludzkiego życia, pierwotna sfera doświadczania siebie i współdoświadczania innych. Zresztą "Wędrówka mistrza Kościeja" jest nie tylko pejzażem jakiegoś fantastycznie rozpasanego zmysłowo świata - jest ona także w wielkiej mierze teatralnym "traktatem o człowieku" napisanym w wielkim stylu, jest "napisaną w obrazie" przypowieścią o naturze ludzkiej i z tego punktu widzenia warta jest także chwili uwagi. Nie trzeba wielkiego namysłu, ażeby dostrzec, jak bardzo warunki cywilizacji technicznej redukują w człowieku obszar autonomicznej zmysłowości, w jak wielkim stopniu ciało człowieka (w najszerszym sensie, który obejmuje także sferę kontaktu zmysłowego ze światem) ulega redukcji do przedmiotu czy też narzędzia, podległego, pozbawionego autonomii i wartości własnej - którym manipulujemy z pozycji "czystych, inteligencji". Samo potoczne doświadczenie pokazuje nam jak bardzo uboga, wąska i jednostronna jest sfera naszego zmysłowego zetknięcia z rzeczywistością, a ma ona przecież tendencję do ulegania dalszej jeszcze redukcji. W coraz większym stopniu kontakt człowieka ze światem jest zdominowany przez pragmatyczne (utylitarne) i intelektualne wartości - te same, które zdają się także dominować w naszym stosunku do nas samych, do naszej własnej cielesności. Oczywiście łatwo jest wskazać na nieuchronność tych procesów wywołanych samym dążeniem człowieka do opanowania swojego środowiska i warunków własnego rozwoju. I jeżeli przychodzi nam stwierdzać z pewnym żalem postępujące w tym obszarze nasze kalectwo - to oczywiście nie po to, aby żałować utraconej "naturalności" czy równowagi między bezpośrednio zmysłowym doświadczeniem, a intelektualnym opanowywaniem świata przez człowieka (nic zresztą nie uprawnia nas do stwierdzenia, że równowaga taka kiedykolwiek istniała). Chodzi jedynie o uświadomienie sobie owego ograniczenia i zwłaszcza uwolnienie się od mistyfikacji poznawczej, która cielesną sytuację człowieka uznaje milcząco za coś przypadkowego, od czego można uwolnić się, od czego należy abstrahować - i która w ten sposób oślepia się na najbardziej pierwotne ludzkie doświadczenie. Wspominam o tym właśnie przy okazji Ghelderode'a dlatego, iż - jak sądzę - twórczość tego pisarza i właśnie "Wędrówka mistrza Kościeja" stanowi okazję do zetknięcia się z takim nieuprzedmiotowionym, autentycznym przeżyciem cielesności i stosunkiem do świata (innych), który nie jest jedynie interesowny, czy myślany, ale jest przede wszystkim przeżywaniem owego świata, siebie i innych zakorzenionym w zmysłowości i nie wstydzącym się jej, a świadomie od niej wychodzącym. Oczywiście, sprawy te włączone są u Ghelderode'a w jego specyficzne widzenie rzeczywistości - jego Breughellandia, po której wędruje mistrz Kościej, jest krainą, w której obrazie kondensują się bardzo osobiste przemyślenia pisarza: a więc m.in. osobliwy amoralizm (który jest moralizmem a rebours), jego sarkazm i ironia, które nadają piętno okrutnej groteski ukazywanemu światu, jego obsesyjne traktowanie ciała jako nieoddzielnie źródła piękna i obrzydzenia.
Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym, które nie było bynajmniej łatwym zadaniem, może zapisać na swym koncie pełny sukces.